Tereny poprzemysłowe postrzega się w Polsce jak wstydliwy problem, a nie jak szansę na stworzenie zupełnie nowych założeń urbanistycznych i/lub sztucznych, ale ważnych dla bioróżnorodności, sportu i turystyki terenów zielonych. Zgodnie z Ustawą o ochronie przyrody z dnia 16 kwietnia 2004 r. rekultywacja terenów zdegradowanych, w tym poprzemysłowych, musi zostać dokonana w ciągu czterech lat od zaprzestania wykorzystywania gruntów na cele pozarolnicze. W Polsce to jednak martwy, powszechnie ignorowany przepis. Podmiotów odpowiedzialnych za zanieczyszczenia chemiczne gleb i wód zazwyczaj nie można zmusić do ponoszenia kosztów rewitalizacji z powodu ich likwidacji, nierzadko już kilka dekad temu w początkach transformacji ustrojowej. Zdarza się, że właściciel terenów jest znany, ale czeka na wzrost wartości nieruchomości, pozwalając by infrastruktura niszczała, a szkodliwe chemikalia wciąż uwalniały się do gruntów i wód.
Nierzadko miejscowe władze i społeczności zadowalają się powolnym, samoistnym zazielenianiem się opuszczonych kamieniołomów, hałd i śmieciowisk. Takie rozwiązanie generuje jednak szereg zagrożeń dla zdrowia publicznego oraz rodzimej flory i fauny. W szacie roślinnej dominują wiatropylne, zatem mocno alergizujące dla wielu osób chwasty jak trawy, bylice, ambrozja, iwa rzepieniolistna czy mietelnik. Nie brak wśród nich gatunków obcych geograficznie oraz inwazyjnych jak rdestowce, rudbekia i nawłoć olbrzymia, dla których tereny zdegradowane stają się dogodną „bazą wypadową” do „najazdu” na sąsiednie obszary o bardziej naturalnym charakterze. Wśród drobnych ssaków przeważają szczury, wśród średnich bezpańskie psy i koty, niewiele natomiast gatunków pożytecznych i prawem chronionych jak jeże. A przecież dawne wyrobiska mogą stać się ostojami naprawdę rzadkich gatunków jak żołna czy niektóre rojniki.
Rekultywacja obszarów poprzemysłowych obejmuje działania techniczne oraz biologiczne. Najczęściej obejmuje trzy etapy:
Wstępny: polega na rozpoznaniu czynników degradujących konkretny obszar. W tym momencie powstają kosztorys oraz inne dokumenty projektowe, jak również prowadzi się pomiary niwelacyjne.
Techniczny: obejmuje ponowne ukształtowanie terenu oraz infrastruktury zgodnie z założeniami projektowymi. Polega na rozbiórce lub generalnej przebudowie zrujnowanych fabryk, magazynów, portów oraz innych budynków, celem stworzenia nowych założeń urbanistycznych. Doskonałe przykłady to: Jurapark „Krasiejów” w opolskim, Stocznia Cesarska w Gdańsku, dawna fabryka Norblina w W-wie, Tours & Taxis w Brukseli tudzież Hafen City w Hamburgu. Z kolei rekultywacja wyrobisk poeksploatacyjnych obejmuje ukształtowanie zwałowiska w pożądany układ pólek i skarp, z wykorzystuąc nagromadzony dotychczas materiał, ewentualnie także kolejne porcje żużlu i popiołów z hałd, skał płonnych z kopalń i/lub refulatu z dna pogłębianych kanałów i prostowanych rzek.
Biologiczny: to ukoronowanie całego projektu. Zazwyczaj polega na poprawie właściwości powietrzno-wodnych podłoża, uzupełnieniu brakujących roślinom składników pokarmowych, wprowadzeniu pożytecznych bakterii i grzybów przy równoczesnym zwalczania niepożądanych drobnoustrojów glebowych, nadaniu glebom poprzemysłowym lepszego pH, zabezpieczeniu całego obszaru przed erozją, ukształtowaniu nowych zbiorników wodnych, usunięciu obcych gatunków inwazyjnych, wreszcie na wprowadzeniu rodzimych oraz nieinwazyjnych roślin zielnych i drzewiastych.
Społecznie odpowiedzialny biznes oraz samorządy troszczące się o zrównoważony rozwój nie boją się kosztów rekultywacji obszarów poprzemysłowych.
Podczas biologicznej rekultywacji terenów podsiewa się mieszanki traw. Do najczęściej wykorzystywanych w Polsce gatunków zalicza się wiele kostrzew (owczą, łąkową, czerwoną) i życic (najczęściej wielokwiatową i trwałą), poza tym rajgras wyniosły, wiechlinę łąkową, stokłosę bezostną, tymotkę łąkową, kupkówkę, mietlicę rozłogową oraz mozgę trzcinowatą.
Jeszcze dwadzieścia lat temu śmiało wprowadzano tam jako tzw. rośliny alterantywne/wielofunkcyjne, szereg gatunków i mieszańców dwuliściennych, dziś ustawowo tępionych w całej Unii Europejskiej. Posiadały one szereg zalet jak niskie wymagania glebowo-klimatyczne, błyskawiczny wzrost, nierzadko nawet spore walory estetyczne, paszowe, lecznicze i/lub miododajne. Dziś jednak wiemy, że stanowią śmiertelne zagrożenie dla rodzimej różnorodności biologicznej. Takimi „wilkami w owczych skórach” okazały się m.in.: ogromne, kaukaskie barszcze (Sosnowskiego, Mantegazziego i perski), rdestowce (ostrokończysty, czeski i sachaliński), topinambur (słonecznik bulwiasty), obce nawłocie (olbrzymia, kanadyjska, trawolistna), przegorzan kulisty, kolczurka klapowana, obce niecierpki (gruczołowaty i pomarańczowy), kroplik żółty, trojeść amerykańska, łubin trwały, powojnik pnący, dławisz okrągłolistny, dereń rozłogowy, a także róża pomarszczona (fałdzistolistna, japońska).
Błyskawicznie rośnie znaczenie mieszanek łąk kwiatowych, tworzonych z myślą o zdegradowanych terenach poprzemysłowych. Królują w nich gatunki znane od wieków z wiejskich pastwisk oraz łąk kośnych, od niedawna również z miejskich łąk kwiatowych oraz kwietnych miedz w nowoczesnych sadach ekologicznych, przede wszystkim członkowie rodzin bobowatych (motylkowatych) i kapustowatych (krzyżowych). Bobowate dzięki symbiozie z bakteriami brodawkowatymi wiążą wolny azot z powietrza. Kapustowate z kolei potrafią uruchomić związki fosforu niedostępne dla reszty roślin. Ich korzenie, nawet u zdawałoby się delikatnych gatunków jednorocznych, penetrują głęboko podłoże, poprawiając wartość gleby dla roślin z pozostałych rodzin. Do motylkowatych najczęściej wprowadzanych w ramach kwiatowych łąk zalicza się: koniczyny (łąkową, białą, inkarnatkę, polną), lucernę siewną, cieciorkę pstrą, komonicę zwyczajną i błotną, sparcetę siewną i piaskową, wyki, łubiny, jak również nostrzyki (biały i lekarski). Planuje się udomowienie oraz szersze wykorzystanie wielu traganków z Azji Środkowej, doskonale znoszących polski klimat, niekiedy też ruchome podłoża. Kapustowatymi stosowanymi najchętniej w tego typu mieszankach będą: gorczyca polna, rzepik, kapusta czarna, malkolmia nadmorska, lnicznik siewny („rydz”, lnianka) i modrak abisyński (olejarka abisyńska). Płaty mocno skażone metalami ciężkimi można podsiać pleszczotką górską. Warto nadmienić, że wolny azot potrafią asymilować także nieliczne gatunki spoza rodziny bobowatych. Wśród drzew i krzewów będą to m.in. nasze olchy, woskownica, rokitnik oraz dębik ośmiopłatkowy, z nieinwazyjnych egzotów np.: szeferdia srebrzysta i oliwniki.
Spośród pozostałych gatunków, podsiewanych na rewitalizowanych terenach poprzemysłowych, warto wspomnieć o dawnych chwastach zbożowych, dziś traktowanych jako gatunki dobroczynne dla zapylaczy i/lub dekoracyjne. Będą to przede wszystkim maki jako jedne z nielicznych roślin o żywo czerwonej barwie kwiatów. Za towarzyszy daje im się zwykle: bławatka, ostróżeczkę polną, zwrotnicę zwierciadło-Wenery, kąkola polnego, dymnicę pospolitą oraz złocienia polnego. Ładną czerwień, a przynajmniej mocny oranż daje też miłek letni, ale jego obecność może podrożyć koszt mieszanki. Na miejskich łąkach kwiatowych daleko od pól ornych ich obecność nie będzie tak kontrowersyjna jak w wiejskim pasie kwiatowym (miedzy kwietnej) lub na pasieczysku.